#1 2009-10-27 16:30:42

Negatywny

cc66ff

SoulTaker

SoulTaker, tytuł oryginalny

Ekscentryczny projekt twórcy „Portretu małej Cossette”. Kapitalna wizualnie, nieziemsko pokręcona historia o chłopcu-mutancie szukającym swojej siostry. W tle podejrzane organizacje, futurystyczny pejzaż oraz lawina mrocznych wizji głównego bohatera. Pozycja dla odważnych.

http://img11.imageshack.us/img11/5885/soultaker.jpg

Ocena ogólna: 7.5

Spoiler:

Jeśli na dzień dobry mamy scenę, w której matka zabija własne dziecko, po czym sama popełnia samobójstwo, spodziewać możemy się wszystkiego. Albo raczej – niczego więcej, bo co może dziać się dalej po tak bluźnierczym akcie, dokonanym dodatkowo na poświęconej ziemi w cieniu kościelnego ołtarza?
W tym krótkim wprowadzeniu od razu zderzamy się z zasadniczym problemem, jaki nastręcza obcowanie z „SoulTakerem”. Przynajmniej ja czułem się z lekka niepewnie, w pierwszych minutach przytłoczony tą nieomal grecką w swoim wymiarze tragedią, rozgrywającą się na moich oczach. Chcąc nie chcąc, automatycznie zacząłem przeskakiwać w bardziej ambitne rejony interpretacji, próbując chwycić, o co w tym wszystkim chodzi, jednocześnie mając dziwne wrażenie, że coś jest tu grubymi nićmi szyte.
No dobrze, ale po kolei.
Chłopak imieniem Kyōsuke nie urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. Trudno się temu dziwić, zważywszy na powyższy passus o dość specyficznych relacjach z matką. Ojca nie zna w ogóle, ale może to i lepiej, dość bowiem rodzinnych zawodów. Nie zmienia to jednak faktu, że do skandalicznego dzieciobójstwa dochodzi i nasz bohater już w pierwszej scenie żegna się z nami na dobre. Pewnie uznałbym to za absolutnie genialne posunięcie fabularne, gdybym nie widział „Bulwaru Zachodzącego Słońca” B. Wildera z 1950 roku albo, pozostając w kręgu anime, chociażby zeszłorocznej produkcji „O dziewczynie skaczącej przez czas”. Więc z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że zaskoczony byłem tylko trochę. I słusznie. Gdyż oto w dalszym rozwoju fabuły, wskutek nagłych splotów wydarzeń, nie dane było Kyōsukemu poczuć smaku wieczności. Nad ciałem zamieniającego się we wspomnienie bohatera pojawia się niejaka Maya Misaki, rzekoma siostra Kyōsukego, która wyrywa zdezorientowanego bohatera z objęć jeszcze bardziej zdziwionej niż nasz bohater śmierci. I wszystko mogłoby skończyć się tym szczególnym happy endem, gdyby nie przedstawiciele Korporacji Kirihara, którzy przerywają sielankę, ceniąc sobie mocne wejścia – porywają siostrę ledwo żywego bohatera. Roztrzęsionego Kyōsukego bierze pod swoja opiekę tajemniczy Shirō Mibu, którego altruizm jest bliżej nieokreślonej proweniencji. Dlaczego pomaga chłopcu, jaki ma w tym cel? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że Shirō jest wielce wprawny w operowaniu różnego rodzaju bronią i sporo wie o siostrze Kyōsukego, Korporacji Kirihara oraz.... Szpitalu, kolejnej organizacji meldującej się na planie „SoulTakera”. Problem w tym, że dziewczynka wzbudza silne zainteresowanie zarówno Kirihary jak i Szpitala, a są to – niestety – śmiertelni antagoniści. Żeby tego było mało, okazuje się, że Kyōsuke w chwilach wielkiego wzburzenia potrafi zmienić się w siejącego spustoszenie mutanta, SoulTakera, a Maya okazuje się flickerem – widmowym klonem jego prawdziwej siostry Runy. Gdzie w takim razie jest Runa? I czy naprawdę istnieje?

Próbowałem w miarę przejrzyście nakreślić główną linię fabularną, posiłkując się dość lekkim tonem, bo z w przypadku „SoulTakera” żartów tak naprawdę nie ma (sic!). Jest to jak najbardziej poważna opowieść o bardzo ciężkim, onirycznym klimacie, rozgrywająca się w postapokaliptycznej scenerii. Jeśli miałbym szukać jakichś porównań, to jest to bardzo daleki kuzyn kultowej OAV „Vampire Princess Miyu”, lecz niestety tylko w atmosferze, jaką emanuje omawiana tutaj produkcja. Z resztą jest już zdecydowanie gorzej, poza oprawą wizualną serii, która z kolej ociera się o wybitność. Pod tym względem „SoulTaker” może stawać w szranki z najjaśniejszymi dokonaniami anime. Mamy tu bowiem podróż przez wszystkie klasyczne wzorce, jakie wypracował gatunek na przestrzeni lat, aż do ery powszechnego renderingu, z którego owoców – na szczęście – „SoulTaker” w ogóle nie korzysta. Sekwencje walk są tak dynamiczne i pomysłowe, że mogą wpędzić w kompleksy najlepsze produkcje studia Gainax, kadrowanie obrazu łamie „skostniałe” przyzwyczajenia odbiorcy, rozmiłowanego w obrazach typu „Dead Leaves”, zaś operowanie kolorem graniczy z szaleństwem i zasadza się na ciągłym szukaniu ryzykownych kontrastów. Widać, że pan Akiyuki Shinbo, reżyser tak obecnie chwalonego „Sayōnara Zetsubō-sensei”, nie od dzisiaj może pochwalić się „specyficznym” postrzeganiem rzeczywistości. Żeby jakoś przybliżyć ewentualnemu odbiorcy, chcącemu sprawdzić się w konfrontacji sam na sam z „SoulTakerem”, powiem tylko, że kluczem do interpretacji tego oryginalnego obrazu może być scena z pierwszego odcinka, w której zostaje rozbity kościelny witraż. Rozpada się on na tysiące kolorowych fragmentów, i tak też „SoulTaker” w sumie wygląda. Jedynym elementem plastycznym, który pozostawia po sobie średnie wrażenie, jest projekt postaci – dość sztampowy i nie wykraczający ponad poprawność. Ale to jedyny zauważalny feler tego oszałamiającego patchworku.

O oprawie muzycznej nie da się powiedzieć w przypadku „SoulTakera” zbyt wiele. Jest ona na tyle poprawna, że nie wyłamuje się z funkcji wiernego akcentowania co bardziej dramatycznych wydarzeń, jakie rozgrywają się na naszych oczach. Dla jednych będzie to zaletą, ponieważ muzyka w żadnym momencie nie odciąga od wartkiej akcji, dla innych może być to natomiast spory mankament, biorąc poprawkę na to, jak wysoki poziom prezentuje sobą wizualna strona produkcji. Na plus można natomiast zaliczyć opening, będący całkiem udaną trawestacją motywów space rocka, z dość rozbrajającym chórem żeńskim skandującym „SoulTaker!”. Ending jest z kolei, co ciekawe, dalekim echem spokojnych utworów takiego np. Stinga. I to też zdecydowanie trafne posunięcie, zważywszy na to, że film jest mocno klaustrofobiczny i serio serio. Łyk świeżego powietrza jest w tym przypadku niemal na wagę złota. Dźwięki towarzyszące licznym sekwencjom walk również pozostawiają po sobie pozytywne wrażenie.

Do kogo zatem przeznaczony jest „SoulTaker”? – wypada zadać sobie to pytanie, mając na względzie wszystkie poczynione tu do tej pory spostrzeżenia? Nie ukrywam – mam z tym niejaki problem, gdyż jest to bardzo nierówny i dość specyficzny twór. Z jednej strony grzechem byłoby zlekceważyć tę serię, w końcu, jako się rzekło, jest to wizualny majstersztyk, o czym przekonają się ci, których nie odstraszy fabularny chaos początkowych odcinków. Zacisnąwszy zęby, można czerpać bowiem niejaką satysfakcję z karkołomnej podróży poprzez roztrzaskane obrazy. Z drugiej strony, fabuła oscyluje w rejonach ledwo akceptowalnej poprawności, pomimo tego, że jest pokręcona jak włosy w wilgotny poranek. Peany pod adresem fabularnych aspektów dzieł pana Shinba zdają się dopiero nadchodzić wraz z „Sayōnara Zetsubō-sensei”. I dobrze, nie można mieć wszystkiego naraz.
P.S. Jeśli ktoś z was wysoko sobie ceni inną znaną produkcję Shinba, „Portret małej Cossette”, to śmiało, w „SoulTakerze” poczuje się jak w domu.

Gatunek: Dramat, Przygodowe, Science-fiction
Postaci: Obcy
Miejsce: Japonia, czas: Przyszłość
Inne: Eksperymentalne, Supermoce, Przemoc
Rok wydania: 2001
Rodzaj produkcji: seria TV
Czas trwania: 13×25 min

Kadry
http://img11.imageshack.us/img11/3177/28480.jpg
http://img11.imageshack.us/img11/3016/28468.jpg
http://img11.imageshack.us/img11/5367/28448.jpg
http://img11.imageshack.us/img11/1120/28440.jpg
http://img11.imageshack.us/img11/2002/28431.jpg

Parę słów od Negatywnego.
Klimatyczne – z pewnością. Mroczne – z pewnością. Ciekawe – dla wybranych. Anime z tych „dla koneserów” nie jest wcale takie proste. Genialna oprawa wizualna, wręcz wciągnęło mnie odwracanie kolorów (ostatni kadr), kontrastowanie, przedstawianie scen z zupełnie niezgodnych oświetleniach. Muzyka… hym… oglądał ktoś Serial Experiments Lain? Coś w ten deseń, nie za dużo, wtedy kiedy trzeba I już (: Krótko mówiąc godne polecenia dla tych co lubują w gatunku I mrocznych klimatach.

Ocena Negatywnego: 9



Autor nie odpowiada za treść spoilera.
Źródła: tanuki, azunime, myanimelist, Google
Oceny w skali 1 -10
Szablon posta opracowany przez: Negatywny

 

#2 2009-10-27 20:22:59

Kikyo

cc66ff

Re: SoulTaker

Jeśli tak jak twierdzisz, jest równie dobre jak "Portret Cossette" (który notabene jest w mojej najściślejszej czołówce) to ściągam, kiedy tylko wygospodaruję trochę miejsca na dysku... (jestem przed formatem i dysk pęka w szwach... trzeba pozgrywać trochę danych...).

 

#3 2009-10-27 20:31:01

Negatywny

cc66ff

Re: SoulTaker

cossety nie oglądałem - jak jest na dole posta - nie jestem autorem spoilerów i nie do końca mogę podzielać ich pogląd (: niemniej anime jest dobre, nawet bardzo. Mi się podobało (:

 
Partnerzy:

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.url.pun.pl www.kozanostra.pun.pl www.crazyloop-danbalan.pun.pl www.sitegothic.pun.pl www.xlclub.pun.pl